Odblokowanie energii z wiatru i transparentny rozwój projektów OZE: rozmowa z Marcinem Kretuńskim, ekspertem Electrum Ventures

Po latach zaciągniętego hamulca, lądowa energetyka wiatrowa w Polsce może znów ruszyć do przodu. 21. marca 2025 roku Rada Ministrów przyjęła nowelizację ustawy o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych* – popularnie nazywaną nowelizacją “ustawy odległościowej” – która przewiduje m.in. zniesienie zasady 10H i wprowadzenie 500 m jako minimalnej odległości turbin od zabudowań. To może oznaczać przełom dla sektora OZE – zarówno w wymiarze gospodarczym, jak i społecznym i środowiskowym.

  • Co te zmiany oznaczają w praktyce w obszarze dewelopmentu projektów OZE?
  • Jakie są realne wyzwania i szanse związane z rozwojem projektów wiatrowych?
  • Jakie zmiany administracyjne wpłyną na rozwój projektów fotowoltaicznych?
  • Która technologia OZE spotyka się z większą akceptacją gmin i społeczeństw?

O tym rozmawiamy z Marcinem Kretuńskim – ekspertem z firmy Electrum Ventures, która rozwija projekty energetyki odnawialnej w Polsce. Electrum Ventures należy do Grupy Electrum. W swoim obszarze działania czerpie z wieloletniego doświadczenia Grupy w EPC oraz O&M, uzupełniając te dwa obszary o fazę rozwoju projektów od ich inicjacji tj. zawarcia umowy dzierżawy aż po uzyskanie statusu Ready-to-Build (RtB) tj. uzyskania decyzji o pozwoleniu na budowę.

Rozmowę prowadzi Magda Staniszewska.  

*3 kwietnia 2025 obyło się pierwsze czytanie, a 04 kwietnia 2025 Sejm skierował projekt do dalszych prac w sejmowych komisjach.

Na naszych oczach zmienia się krajobraz prawny dla energetyki wiatrowej w Polsce. Jak oceniasz przyjęcie nowelizacji ustawy i planowaną redukcję odległości minimalnej z 700 m do 500 m?

Marcin Kretuński: To przełomowy moment, którego nadejście przesuwało się już kilkukrotnie. Wprowadzona w 2016 roku zasada 10H praktycznie zablokowała rozwój nowych farm wiatrowych w Polsce. Po prostu nie było terenów, na których można było je rozwijać, ponieważ im wyższa turbina (a wysokość była mierzona ze śmigłem w pozycji pionowej), tym większa odległość od zabudowań.

Mnożąc wysokość turbiny przez 10, otrzymywaliśmy odległości sięgające 1,5 km dla turbin o mocy 2 MW, natomiast dla turbin o mocy 7 MW odległości znacznie przekraczające nawet 2,5 km. Wprowadzenie zasady 10H uniemożliwiło skuteczne zakończenie rozwoju projektów, które przed jej wprowadzeniem nie uzyskały statusu RtB.

Warto podkreślić, że 500 m to odległość minimalna. W praktyce ta odległość nie musi wcale tyle wynosić – równie dobrze może być to 750 czy nawet 1 000 m.

Mam jednak nadzieję, że wejście w życie tych zmian jest szansą na to, aby w perspektywie kilku kolejnych lat w polskim miksie energetycznym znacznie wzrósł udział mocy generowanej w wiatrowych instalacjach onshore.

Co przyjęcie odległości minimalnej 500 metrów oznacza dla toczących się projektów wiatrowych?

MK: W tym miejscu nie sposób nie wspomnieć o Miejscowym Planie Zagospodarowania Przestrzennego (MPZP), który jest sporządzany pod konkretne parametry. Wskazuje on lokalizacje, maksymalną liczbę turbin wiatrowych oraz ich maksymalne parametry, takie jak wysokość i średnica rotora.

Obecnie, zgodnie z prawem, możemy lokalizować turbiny w odległości minimalnej 700 m od zabudowy. Pod ten parametr najpierw zabezpieczane są nieruchomości, a następnie składany jest wniosek o sporządzenie Miejscowego Planu Zagospodarowania Przestrzennego. Do każdej procedury, która została wszczęta przed nowelizacją ustawy odległościowej, zastosowanie będzie miało jej obecne brzmienie.

Rozmieszczenie turbin w buforze 700 m, a w buforze 500 m to dwa zupełnie inne projekty. Dlatego nie można po prostu zmienić projektu poprzez dodanie do niego więcej turbin. Między turbinami muszą być zachowane odpowiednie odległości. Zbyt gęste rozmieszczenie obniżyłoby ich efektywność, a co za tym idzie, ograniczyłoby ilość wprowadzonej do Krajowej Sieci Energetycznej (KSE) energii.

Dlatego teraz stoimy i jeszcze chwilę będziemy stać przed dylematem: czy inicjować projekty na 700 m, co prawdopodobnie oznacza mniej turbin na danym terenie, czy poczekać na nowelizację, przygotować nową koncepcję i zainicjować projekty na 500 m? To trudna decyzja, ponieważ w rozwoju projektów czas ma kluczowe znaczenie.

Zobacz: Farmy wiatrowe w portfolio Electrum

Zdaje się, że nowelizacja ustawy odległościowej to nie tylko zniesienie zasady 10H – co jeszcze zwraca uwagę branży?

MK: Tak, zmian będzie znacznie więcej, przy czym zdecydowana ich część dotyczyć będzie parametrów odległościowych. Nowelizacja wprowadzi odległości minimalne 500 m od obszarów Natura 2000, które zostały utworzone dla ochrony siedlisk nietoperzy i ptaków oraz 1 500 m od obszarów Parków Narodowych.

Z parametrów, które w dalszym ciągu będą determinowane wysokością turbiny wiatrowej, nowelizacja wprowadzi zasadę 1H od Dróg Krajowych, ale wprowadzi tez możliwość uzyskania odstępstwa od zasady 3H od linii wysokiego napięcia od właściwego operatora. Ponadto nowelizacja wprowadzi również całkowity zakaz lokalizacji turbin wiatrowych w przestrzeniach powietrznych MCTR (strefa kontrolowana lotniska wojskowego) oraz MRT (trasa lotnictwa wojskowego).

Pojawia się również pojęcie dobrze znanego już w Europie Zachodniej repoweringu. W dużym uproszczeniu regulacja ta pozwoli na modernizację istniejących farm wiatrowych, tj. wymianę turbin niższej mocy i zastąpienie ich turbinami wyższej mocy.

A odchodząc na chwilę od nowelizacji, jakie inne kwestie wpływają na rozwój projektów wiatrowych w Polsce?

MK: Oczywiście ustawa o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych nie jest i nie będzie jedyną regulacją prawną warunkującą proces rozwoju projektu farmy wiatrowej, niemniej jednak wszystko osadzone jest w ustawach bądź rozporządzeniach.

Rozwój farm wiatrowych z założenia wiąże się z dłuższym harmonogramem. Do najbardziej czasochłonnych etapów należy zaliczyć MPZP, decyzję o środowiskowych uwarunkowaniach (DŚU) oraz warunki przyłączenia (WZ).

Co do MPZP, procedura sama w sobie jest złożona, a pewne jej elementy – jak wyłożenie planu do publicznego wglądu oraz konsultacje społeczne – mogą być powtarzane kilkukrotnie.

Co do DŚU konieczne jest sporządzenie raportu o oddziaływaniu inwestycji na środowisko, a w jego ramach całoroczna inwentaryzacja przyrodnicza.

Decyzje WZ to zupełnie odrębny temat. Skala odmów określenia warunków przyłączania przez Operatorów jest ogromna.

W ujęciu harmonogramów projektów farm wiatrowych, nieco optymizmu wnoszą zapowiedzi uproszczenia procedur administracyjnych, co w mojej ocenie jest absolutnie konieczne.

Jak wygląda całoroczna inwentaryzacja przyrodnicza?

MK: Jak już wspomniałem, inwentaryzacja przyrodnicza jest konieczna, jeżeli na inwestycję został nałożony obowiązek opracowania raportu oddziaływania na środowisko. Kompleksowo przeprowadzona inwentaryzacja przyrodnicza obejmuje okres roku, na przestrzeni którego określany jest rodzaj i liczebność gatunków występujących na terenie nią objętym. Dane zebrane podczas inwentaryzacji są niezbędne, aby skutecznie ocenić skalę oddziaływania inwestycji na środowisko oraz zdefiniować ewentualne działania je kompensujące.

Tu po raz kolejny wchodzimy w bardzo specjalistyczny obszar, który sam w sobie może stanowić odrębny temat. Właśnie dlatego każdorazowo dbamy, aby prace te trafiły w ręce odpowiednio wykwalifikowanych specjalistów, wśród których powinni znaleźć się między innymi ornitolodzy, chiropterolodzy, herpetolodzy, entomolodzy czy teriolodzy.

A jak wygląda sytuacja z projektami PV? Czy tu też szykują się zmiany?

MK: Tak, farmy fotowoltaiczne również zostaną objęte zmianami, choć w ich przypadku mówimy o nowelizacji ustawy o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym. Farmy fotowoltaiczne w przeciwieństwie do farm wiatrowych wciąż są realizowane na podstawie decyzji WZ – i właśnie to ulegnie zmianie. Wraz z wejściem w życie Planów Ogólnych, również farmy fotowoltaiczne będą realizowane na podstawie MPZP.

Z dużym prawdopodobieństwem termin wejścia w życie Planów Ogólnych zostanie przesunięty z pierwotnie planowanego 1. stycznia 2026 roku na 30. czerwca 2026 roku. Propozycja ta zyskała dużą aprobatę ze strony gmin. Plan Ogólny to zupełnie nowy dokument planistyczny, który ma zastąpić Studium Uwarunkowań i Kierunków Zagospodarowania Przestrzennego, jednak w odróżnieniu od niego ma mieć moc aktu prawa miejscowego.

Gminy rozpoczęły procedury związane z ich przygotowaniem, jednak jest to złożone i czasochłonne, a przy tym bardzo często wymaga zaangażowania zewnętrznych specjalistów. Proces wiąże się z koniecznością rozpatrzenia (pozytywnego lub negatywnego) setek, jeśli nie tysięcy, wniosków do planu ogólnego. Problem potęguje fakt, że równolegle do prac nad Planami Ogólnymi gminy niezmiennie procedują MPZP, jak również wydają decyzje WZ.

>> O planach ogólnych na łamach Electrum Ventures pisała Karolina Zapolnik: Plan ogólny gminy a obiekty OZE – co powinieneś wiedzieć?

A co jeśli gminy nie zdążą przygotować planów ogólnych?

MK: Jeśli gmina nie uchwali Planu Ogólnego na czas – tj. do 1. stycznia czy też 30. czerwca 2026 roku – i jednocześnie nie będzie już mogła wydawać WZ-ek, będziemy mieli do czynienia z paraliżem planistycznym.

Wtedy żadna inwestycja nie przejdzie etapu planistycznego, a co za tym idzie, nie przejdzie do kolejnego etapu procesu deweloperskiego.

Ten paraliż nie dotyczyłby wyłącznie OZE, tylko dotknąłby wszystkich inwestycji – w tym budownictwa mieszkaniowego, które obecnie ma dużą łatwość w uzyskiwaniu decyzji o warunkach zabudowy. Tam wnioskodawcy uzyskują decyzję WZ w praktycznie każdej pożądanej lokalizacji.

Znacznie zmieni to właśnie Plan Ogólny. Dla obszarów, które obecnie nie są pokryte MPZP, gminy wyznaczą obszary uzupełnienia zabudowy, w granicach których zabudowa mieszkaniowa będzie mogła dalej się rozwijać. Czyli jedynie w tych obszarach możliwe będzie uzyskanie decyzji WZ dla zabudowy mieszkaniowej.

Ta zmiana jest bardzo korzystna dla procesu rozwoju projektu wiatrowego – dzięki niej obszary dalszego rozwoju zabudowy mieszkaniowej zostaną przestrzennie zdefiniowane. Tym samym wyeliminujemy sytuacje, w których projekt farmy wiatrowej zostaje przekreślony z powodu pojedynczego domu stojącego pośrodku niczego.

Relacje z gminami to dziś fundament rozwoju projektów OZE. Czy zmiana ustawy odległościowej coś w tym kontekście zmienia?

MK: Obecnie gminy muszą wyrazić zgodę na odstępstwo od obowiązującej jeszcze zasady 10H, a następnie zdefiniować odległość minimalną, która, jak wspominałem, wcale nie musi wynosić 700 m. To pokazuje, które gminy są otwarte na energetykę wiatrową.

Zmiana ustawy na pewno daje więcej argumentów w rozmowach, ale to wcale nie znaczy, że każdy projekt się powiedzie. Niestety zarówno gminy, jak i ich mieszkańcy czasami mają za sobą złe doświadczenia sprzed lat – w kontekście farm wiatrowych mowa tu m.in. o zawartych umowach dzierżawy przewidzianych dla projektów, które w skutek wprowadzenia zasady 10H w 2016 roku nie zostały zrealizowane. W praktyce oznacza to, że spotykamy wielu niezadowolonych właścicieli gruntów, którzy zwątpili w OZE i w sens wydzierżawiania pod nie swoich nieruchomości.

Gminy w tym momencie bardzo wysoko stawiają zadowolenie społeczne. Często pojawiają się argumenty dotyczące wpływu turbin wiatrowych czy wielkoskalowych instalacji fotowoltaicznych na środowisko, ale również na walory krajobrazowe. Projekty OZE są przejawem nowoczesności, ale nie wszędzie ich harmonijnie wkomponowanie w krajobraz zyskuje aprobatę.

Kluczowym jest dla nas to, aby nawiązać dialog nie tylko z władzami lokalnymi, ale również ze społecznością lokalną. W tym zakresie wychodzimy poza ramy, które narzucił ustawodawca. Transparentność działań jest dla nas absolutną podstawą. Jeśli wiemy, że władze lokalne, czy też jej mieszkańcy są stanowczo przeciwni, nie inicjujemy projektu, ponieważ wiemy, że projekty bez wsparcia władz i bez akceptacji społeczności po prostu się nie wydarzą.

Jak wyglądają spotkania z mieszkańcami, jakie pytania najczęściej padają?

MK: Wiele mitów nadal nie zostało obalonych – co zdaje się być uzasadnione, w końcu zasadą 10H zaciągnęliśmy hamulec dla projektów farm wiatrowych, a przez te lata wiele się zmieniło.

Największa liczba pytań dotyczy kwestii planistycznych – tj. odległości w jakiej turbiny wiatrowe zostaną zlokalizowane względem zabudowy – oraz kwestii technicznych – tj. parametrów technicznych turbin wiatrowych, emisji hałasu, efektów migotania. Wiele z tych pytań referuje do instalacji, które uzyskały decyzję o pozwoleniu na budowę przed 2016 rokiem, czyli instalacji opartych na turbinach wiatrowych mocy 2-3 MW.

Od tego czasu technologia poszła znacznie do przodu – wprawdzie turbiny mają znacznie większa moc, a ich gabaryty są zdecydowanie większe, jednak nie oznacza to, że są bardziej uciążliwe. Z racji na postęp technologiczny jest wręcz odwrotnie.

Zawsze dbamy o to, żeby z naszej strony byli obecni specjaliści, którzy merytorycznie rozwieją obawy mieszkańców.

Co do ogólnego wydźwięku – przeważnie gminy bardzo dobrze odbierają naszą inicjatywę organizowania spotkań z mieszkańcami. Dzięki temu każdy może usłyszeć o projekcie i otrzymać ten sam przekaz. A wyjście do społeczności lokalnej jest w interesie wszystkich – nie tylko naszym jako podmiotu odpowiedzialnego za rozwój projektu, ale również władz gminy. Tu jeszcze raz nawiążę do transparentności naszych działań, bo faktycznie jest ona dla nas kluczowa.

Która technologia spotyka się z większą akceptacją społeczeństwa i władz lokalnych? Od czego to zależy?

Nie da się nie zauważyć, że z większą akceptacja społeczności lokalnej nadal mogą liczyć farmy fotowoltaiczne, choć to również zaczęło ulegać zmianie szczególnie w kontekście instalacji wielkoskalowych.

Jeśli chodzi o przychylność danej gminy, wiele zależy od jej specyficznych uwarunkowań. Są na przykład gminy z dużą liczbą terenów zdegradowanych, które wymagają zagospodarowania. W mojej ocenie każda forma ich wykorzystania jest lepsza niż pozostawienie ich niezagospodarowanymi. W takich przypadkach rozwój projektów OZE to znakomite rozwiązanie.

Z drugiej strony są też gminy typowo turystyczne, w których krajobraz ma ogromne znaczenie. To m.in. gminy, których znaczna część pokryta jest lasami lub gminy pokryte chronionymi terenami przyrody. Występuje też zaskakująco wiele gmin, których rozporoszona zabudowa uniemożliwia zachowanie minimalnej odległości 700 m w przypadku projektów wiatrowych. Tę sytuacje może uratować właśnie redukcja odległości do 500 m. Ale to też nie jest przesądzone.

Niemniej jednak żadnej z gmin nie przekreślamy z góry. Każdą z lokalizację w danej gminie rozpatrujemy indywidualnie. Tylko takie podejście pozwoli nam faktycznie rozpoznać jej potencjał.

W kontekście gmin, na terenie których w ogóle możliwy jest rozwój farm wiatrowych, wszystko zależy od ich priorytetów. Na przykład w gminach dysponujących mniejszymi środkami, regularne wpływy z podatku od nieruchomości mogą stanowić istotny bodziec do wspierania takich inwestycji. Jednak jak wcześniej wspominałem, projekty te muszą zyskać akceptację społeczności lokalnej, a potem uzyskać warunki przyłączenia, co w przypadku gmin ze słabą infrastrukturą jest trudne. Kwestia infrastruktury i związanych z nią możliwości przyłączeniowych to jeszcze inny, bardzo złożony wątek.

Jedno jest pewne – polski miks energetyczny musi być zrównoważony, dlatego musimy zadbać o odpowiedni bilans źródeł, a tym samym o inicjowanie i skuteczny rozwój – jakby nie patrzeć – trudniejszych pod niemal każdym względem projektów farm wiatrowych.

____________________

Jesteś zainteresowany rozwojem własnego projektu OZE? A może jesteś właścicielem gruntu, który chciałbyś wydzierżawić pod taką inwestycję? Zgłoś się do nas.

Sprawdź:

Poszukujemy gruntów

Dzierżawa ziemi pod fotowoltaikę

Kontakt

Skip to content